Karmelitanki Dz. Jezus

Charyzmat

Waszym celem będzie iść i nieść miłość Bożą do ludzi, zapalać świat ogniem i oziębłe serca zagrzewać i do Boga zwracać. A rozniecicie miłość Bożą wtedy, gdy ją same wśród siebie mieć będziecie. Módlcie się zawsze i wszędzie, bo bez modlitwy tak jak bez powietrza żyć nie można. Niech ustawiczna modlitwa będzie oddechem waszych dusz, a wtedy liczyć możecie na skuteczność waszych prac, ofiar i poświęcenia. Modlitwą i miłością podbijecie świat.

Sł. B. o. Anzelm Gądek OCD – Założyciel Zgromadzenia

W powyższym cytacie nasz Ojciec Założyciel wymienia główne cechy misji, czyli charyzmatu, który do dziś ożywia Zgromadzenie, są to:

  • życie wg rad ewangelicznych: czystość serca, ubóstwo, posłuszeństwo woli Ojca,zasadnicze rysy duchowości karmelitańskiej
  • ustawiczna modlitwa, umartwienie, ofiarna miłość, która przynosi dla Kościoła owoce apostolstwa
  • cechy dziecięctwa – ufność, ubóstwo, pokora, miłość wzajemna
  • apostolstwo – jako udział w misji Syna Bożego, czyli roznoszenie po ziemi ognia Bożej miłości.
Duchowość

Warunkiem rozwoju każdej wspólnoty jest świadomość własnej tożsamości. Nie można całe życie być anonimowym, bez własnego oblicza. Dlatego każda z nas, czując się odpowiedzialna za duchowe dziedzictwo, stara się żyć poddana oddziaływaniu Ducha Świętego „tu i teraz”.

Duchowość to dla nas świętość w jej stadium rozwoju, wzrostu. Z jednej strony jest to to, co wiemy na temat życia z Bogiem, z drugiej – konkretna realizacja tego co wiemy. Realizacja na styl Karmelitanki Dzieciątka Jezus.

Każdy rodzaj życia zakonnego to szczególny sposób naśladowania Chrystusa. Każdy ze ślubów zakonnych jest potrójnym „tak”, aby być całkowicie posłusznym woli Ojca jak Chrystus od żłóbka aż do Krzyża. Poświęcenie siebie Bogu z Chrystusem i przez Chrystusa. To nasza Chrystocentryczna świadomość.

Nasz Założyciel wzywa: „Musimy wczuć się w Ewangelię miłości, mieć przed oczyma Autora prawdziwej miłości, Jezusa Chrystusa, Jego przykład. (…) Syn Boży nie tyle uczynił się jednym z nas, ale uczynił się jednością z nami dzieląc z nami wszystkie nasze przeżycia a nawet śmierć samą”.

Pisarze karmelitańscy chcąc oddać wewnętrzny duchowy związek życia karmelitańskiego z Maryją podkreślają, iż doskonałość duszy karmelitańskiej zależy od tego, w jaki sposób potrafi odtworzyć w sobie życie Maryi, która pierwsza pisała regułę życia zakonnego w Nazarecie. Szczególnie charakterystyczny dla duchowości Karmelu rys maryjny znajduje częsty wyraz we wskazaniach naszych Założycieli, którzy pragnęli abyśmy „wychowywały się w duchu Dziewicy i Jej duchem żyły”.

Maryjny charakter naszego Zgromadzenia łączy się ściśle z rysem prorockim proroka Eliasza. To na Karmelu zakorzeniło się życie Eliasza i jego „następców” którzy podziwiając i rozmyślając życie Niepokalanej Dziewicy poświęcili się Jej czci.

Jakiego ducha proroczego usiłujemy wprowadzać w nasze życie?
Prorok to człowiek, który żyje w bezpośrednim poddaniu się Duchowi Świętemu, aby w każdej chwili przez swoje czyny i słowa być znakiem Boga w świecie Prorok to świadek niosący brzemię miłosierdzia i prawdy, których ludzie często nie są w stanie przyjąć.

Z widzenia Boga przez Eliasza bierze Karmel swój ideał kontemplacji Bożych tajemnic w ciszy milczenia i samotności, by następnie owoce modlitwy zamieniać w apostolską gorliwość o zbawienie dusz. Stąd w naszej duchowości tak duży akcent na troskę o zbawienie dusz i chwałę Pana Zastępów. Pierwszym narzędziem do realizacji powyższego celu jest modlitwa, która nie tylko jest w służbie apostolstwa, lecz sama staje się apostolstwem.

Nie ilość sióstr, ani ilość dzieł, ani poklask zewnętrzny ma dać obraz waszej wartości, ale głębokie życie Boga w Waszych duszach i promieniowanie waszej świętości w dziełach waszych. (…) Tak nakreślony cel stawia Waszemu Zgromadzeniu zadanie najtrudniejsze (…) dawać bliźnim uświęcenie (niejako) z nadwyżki waszej kontemplacji, co wymaga wysiłków w modlitwie i w ofierze.

Modlitwa i ofiara są dwoma obliczami tej samej rzeczywistości, są na usługach zjednoczenia z Bogiem. Św. Teresa z Avila mówi, iż „wygodne życie nie może iść w parze z modlitwą”. Dlatego celem naszych wyrzeczeń jest oddanie siebie. Bóg nie potrzebuje naszych darów, ale pragnie z nami głębokiej relacji.

Szczególnie wymowne świadectwo totalnego oddania siebie Bogu widzimy w naszych karmelitańskich świętych a także w życiu naszych Założycieli.

Święci mistycy Karmelu nie tylko uczą nas modlitwy, lecz na różne sposoby świadczą o tym, że modlitwa jest drogą do świętości. Święci są mistrzami w rozeznawaniu, w odrzucaniu pozorów i pustych namiastek świętości.

Jako syntezę duchowości Zgromadzenia, wypracowaną w licznych pismach i konferencjach Założyciela i wypraktykowaną przez Siostry uznajemy drogę dziecięctwa duchowego.

Dziecięctwo duchowe nie ma nic wspólnego z duchowym infantylizmem. Jest oparte na tajemnicy Wcielenia, w której Bóg zszedł ku człowiekowi i jest drogą, którą człowiek ma wrócić do Boga. Nie można wiązać pojęcia duchowego dziecięctwa z wiekiem, określonym etapem życia lecz z postawą ducha. Jeżeli dziecięctwo Jezusa rozważymy „materialnie”, z ludzkiego punktu widzenia, to rzeczywiście, w dwunastym roku życia ono się kończy. Jeśli natomiast rozważymy je jako postawę ducha, postawę dziecka wobec Ojca, to Jezus Chrystus zawsze pozostaje Synem swojego Ojca, zawsze jest Jego dzieckiem. Nie można więc dzielić Dziecięctwa Jezusowego na młode i stare, rosło ono z Nim i w Nim. Dla nas jest to model kształtujący nasze odniesienie do Boga. Odwzorowanie synowskiej, dziecięcej więzi z Ojcem Niebieskim na wzór Jezusa – od żłóbka po krzyż.

Historia

Wspominając Sł. B. O. Anzelm Gądek OCD wyznał: „Idea założenia zgromadzenia trzeciego zakonu regularnego była u mnie żywa od mojego powrotu z Rzymu w 1908 roku. Widziałem tam, za granicą kwitnące zgromadzenia tego typu i przykro mi było, że w naszej Polsce nie było gałęzi żeńskiej takiego zgromadzenia. Ta idea dojrzała w 1920 roku, kiedy zostałem prowincjałem. Drogę i sposób wyznaczyła Opatrzność Boża”.

W połowie roku 1921 do O. Anzelma Gądka przyjechał ks. F. Raczyński, prezes Towarzystwa w Sosnowcu z prośbą o przysłanie mu sióstr do pracy wśród ubogich. Tercjarki karmelitańskie, które pracowały społecznie w dziełach prowadzonych przez ks. Raczyńskiego, nalegały na niego, aby zwrócił się do prowincjała karmelitów bosych o założenie zgromadzenia.

Prośbę ks. Raczyńskiego poparł ks. abp Władysław Krynicki – ówczesny wizytator zakonów w Polsce. Podczas wizytacji klasztoru karmelitów bosych na Rakowickiej w Krakowie poprosił O. Anzelma jako prowincjała, by nie odmawiał pomocy ks. Raczyńskiemu i wsparł jego dzieła charytatywne w Sosnowcu. Z tej potrzeby chwili zrodziła się myśl założenia zgromadzenia, które byłoby zdolne prowadzić działalność nakreśloną przez prezesa Towarzystwa Dobroczynności.

Dwukrotnie O. Anzelm był w Kielcach u bpa Augustyna Łosińskiego z prośbą o pozwolenie na założenie zgromadzenia. Znając Janinę Kierocińską jako swoją penitentkę zaproponował jej objęcie przełożeństwa w zgromadzeniu, które zamierzał założyć. Ona uznając w tym wolę Bożą przystała na jego propozycję. Wybrał z pośród znanych sobie w Krakowie, jeszcze pięć panien, które wspólnie miały stać się fundamentem powstającego Zgromadzenia:

Janina Kierocińska za własne oszczędności kupiła dla całej grupy potrzebne materiały na strój zakonny. Zaniosła materiał do karmelitanek bosych przy ul Wesołej, gdzie siostry z polecenia prowincjała spiesznie uszyły habity według wzoru karmelitańskiego.

O. Anzelm ustalił termin obłóczyn na dzień 31 grudnia 1921 roku, a na miejsce uroczystości wybrał klasztor karmelitanek bosych na Wesołej . Rano w sobotę o godz. 700 odbyła się piękna uroczystość obłóczyn. Podczas uroczystej Mszy św. sprawowanej przez Ojca prowincjała Janina Kierocińska została obleczona w habit wraz z Wandą Karyłowską. Janina otrzymała imię Teresa od św. Józefa, zaś Wanda – s. Józefa od św. Teresy od Jezusa. Po zakończeniu ceremonii w zakrystii cztery postulantki w obecności O. Anzelma otrzymały czepki z rąk Matki Teresy mianowanej przez niego przełożoną generalną Zgromadzenia. Mistrzynią nowicjatu została s. Józefa. W homilii Ojciec mówił do nowo obleczonych sióstr, że: „ani na ich dobrej woli nie buduje, ani nawet na ich cnotach, lecz jedynie na Bogu i jeżeli to sprawa, Bogu się podobająca, to pewny jest, że trwać i rozwijać się będzie”. Ojciec Anzelm przemowę swą zakończył w sposób wzruszający, mówił:

Tak jak Pan Jezus, ongiś, posłał Apostołów bez kija, ani żadnej nauki, aby cały świat nauczali, tak i ja was w Imię Boże posyłam, w a jakim celu? Pierwszy zakon Męski, ten jest Zakonem pokutującym i Apostolskim, 2-gi Żeński, Zakonem pokuty i modlitwy, więc w III-cim, musicie miłość rozniecać w duszach, to jest apostolstwo prawdziwe – apostolstwo miłości, tą miłością macie pociągać dusze do Boga.

Wszyscy wyrażali radość z powstania III Zakonu Regularnego, jak początkowo nazywano Zgromadzenie. Siostry przyjęły jeszcze błogosławieństwo od Ojca Prowincjała i po pożegnalnych słowach udały się wraz z nim na stację kolejową, by odjechać pociągiem do Sosnowca.

Kronikarka tak opisuje początek istnienia Zgromadzenia: „Wszak to dopiero próg dzieła, który w praktyce i rzeczywistości tylko Nasza Matka przekroczyła, a przekroczyła go tego dnia i szła siłą nieludzką wsparta, bo ta się często kruszyła i rozwiewała się jak mgła poranna w promieniach słońca. Szła wiedziona siłą i światłem Ducha Św., bo dzieło to li tylko Bogu przypisać należy i Jego mienić bezpośrednim sprawcą, siłą i życiem. Sama Matka nie wyobrażała sobie tego ciężaru jarzma Pańskiego, które spadło na słabe ramiona. Ale w miarę ofiarności i zaparcia Bóg przychodzi z pomocą – tak też i teraz wedle słów Przewielebnego Naszego Ojca – Matka będzie liczyć tylko na Boga i tylko od Niego wszelkiej pomocy się spodziewać” .

Współpraca Zgromadzenia z Towarzystwem Dobroczynności

Tego samego dnia sześcioosobowa grupa sióstr karmelitanek przybyła wraz z O. Anzelmem do Sosnowca, by podjąć pracę w Towarzystwie Dobroczynności . Drewniane baraki Towarzystwa, znajdujące się opodal kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa stały się kolebką Zgromadzenia, „kolebką nowego życia – życia ubóstwa, ofiary, pracy dla Boga i dusz”.

O. Anzelm przedstawił Matkę Teresę jako pierwszą przełożoną. Zgodnie ze zwyczajem karmelitanek bosych, s. Teresa od św. Józefa od tego dnia miała być tytułowana przez siostry: „Nasza Matka”. Podczas obejmowania przez Janinę urzędu przełożonej O. Anzelm zaznaczył zebranym siostrom, że Matka Teresa chociaż nie przeszła nowicjatu w zakonie, to jednak przeszła inny nowicjat, który suponuje wybór na przełożoną, który on swoją władzą Założyciela i Prowincjała Zakonu potwierdza, akceptuje i błogosławi. Zalecił siostrom bezwzględne posłuszeństwo Matce Przełożonej, której przekazał całkowicie swą władzę i uczynił ją odpowiedzialną za całe Zgromadzenie.

O. Anzelm pozostał przez kilka dni w Sosnowcu, udzielając M. Teresie wskazówek i rad, jak kierować Zgromadzeniem. Ofiarował jej ceremoniał zakonny, prawo zakonne, instrukcje życia zakonnego napisane przez siebie i teksty modlitw oraz relikwiarz z relikwiami świętych karmelitańskich. Przed odjazdem do Krakowa, żegnany z żalem i modlitwą sióstr powierzył młodą latorośl Karmelu opiece Najśw. Serca Pana Jezusa, Matce Bożej z Góry Karmel i św. Józefowi. Stamtąd wspierał Zgromadzenie modlitwą i piśmienną radą i nauką. Pisał:

Śledzę choć z daleka Wasze posługiwanie i zawsze jestem przy Waszych pracach, krzyżach, trudnościach. Nie ma modlitwy, nie ma Mszy św., nie ma żadnego aktu wspólnego, żebyście nie były wspomniane i załączone. Ufam mocno i jestem przekonany, że jak z woli Bożej zebrałyście się razem, by rozpocząć wielkie dzieło Boże na uświęcenie siebie i przez Wasze prace miłości bliźniego drugich, tak to dzieło Karmelu pod opieką Maryi i pod patronatem św. Matki Teresy doprowadzicie szczęśliwie do końca .

Przed młodziutkimi siostrami otworzyło się olbrzymie pole pracy społecznej. Do Towarzystwa Dobroczynności w tym okresie należały m. in.: „Dom starców w Pogoni” przy ul. Pustej (całkowita opieka nad 68 starcami), „Sierociniec” przy ul. Dietlowskiej oraz przy ul. Prostej (całkowita opieka nad 160 sierotami), „Introligatornia” przy ul. Piłsudskiego, „Pracownia Szycia i Haftu” przy kościele parafialnym, „Jadłodajnia” na Katarzynie, „Kropla Mleka” przy kościele Najświętszego Serca Jezusowego (oddział kuchni, gdzie dokarmiano matki i niemowlęta), „Kuchnia Amerykańskiego Komitetu Pomocy Dzieciom” (wydawanie obiadów dla biednych dzieci i starców), cały dom przy kościele wraz z magazynem żywnościowym i odzieżowym.

Po zapoznaniu się z całością obowiązków, M. Teresa wyznaczyła siostry karmelitanki do pracy w poszczególnych działach. Siostry zaczęły stawiać pierwsze kroki w życiu Zgromadzenia. Zapał do pracy i do życia był wielki, a pracy jeszcze więcej. Coraz to nowe kandydatki zgłaszały się do Zgromadzenia. O. Anzelm prawie w każdym liście pisał o nowych zgłaszających się panienkach, które pragną zaciągnąć się w szeregi sióstr i stanąć do pracy charytatywnej w Sosnowcu.

Siostry zabrały się do dzieła z entuzjazmem i zapałem, ale już po paru dniach okazało się, jak bardzo przeliczyły swoje siły i możliwości podejmując tak rozległe pole działania. Siostry były rozproszone po odległych barakach i domach, gdzie przebywały nie tylko od rana do wieczora, ale gdzie również musiały niejednokrotnie dyżurować po nocach, jak w domu starców i obu sierocińcach. Matka Teresa podjęła się kierownictwa Kuchni Amerykańskiego Komitetu Pomocy Dzieciom. Z kuchni rozdzielano posiłki i odzież dzieciom i starcom. M. Teresa miała prowadzić księgi rachunkowe wszystkich placówek, sporządzać co pewien czas sprawozdania z działalności w Magistracie w dziale Towarzystwa Dobroczynności oraz wyliczać się w czasie ustawicznych wizyt przedstawicieli amerykańskich, wspierających materialnie działalność Towarzystwa. Jednocześnie jako zakrystianka dbała o kościół kolejowy. Miała również pod opieką magazyn żywnościowy i odzieżowy, który wymagał stałego przeglądu. M. Teresa pracowała w nim z całkowitym poświęceniem i zapomnieniem o sobie. Czasem nie mając nikogo do pomocy, sama dźwigała i przesuwała ciężkie worki, co nie pozostało bez wpływu na jej zdrowie.

Warunki pracy dla małej grupki sióstr były niezmiernie trudne. Praca ta była dla M. Teresy i młodych sióstr ponad siły, zwłaszcza, że pracowały od świtu do nocy, a placówki były znacznie oddalone od mieszkania sióstr i wiele czasu i sił trzeba było poświęcić, by do niego dotrzeć. Nie sposób to było pogodzić z regularnym życiem zakonnym. Siostry, wracając do domu późnym wieczorem, były tak przemęczone, że nie były w stanie podejmować jeszcze jakichś ćwiczeń duchowych. Nie było czasu na modlitwę i na jakąkolwiek formację. Życie więc duchowe i zakonne cierpiało dotkliwie skutkiem ilości obowiązków i znacznej odległości miejsc pracy. Matka codziennie odwiedzała poszczególne placówki, by dodawać otuchy i służyć dobrą radą. Podnosiła siostry na duchu, by się nie załamywały z powodu nadmiaru pracy i rozmaitych trudności. Mimo nawału pracy i ogromnych fizycznych wysiłków czy zmęczenia, siostry nie narzekały na ten wyścig pracy, gotowe były dla Boga czynić jeszcze większe ofiary ze swych sił i zapału. M. Teresa bolała jednak nad sprawą zasadniczą dla istnienia i rozwoju młodego Zgromadzenia. Sama przemęczona pracą do późnych godzin wieczornych, nie traciła spokoju i wrodzonego sobie optymizmu, dawała Siostrom przykład gorliwości w codziennej szarzyźnie. Nie mogło to jednak zastąpić normalnego prowadzenia nowicjatu, bez którego nie było mowy o rozwoju Zgromadzenia .

Wkrótce pojawiły się dwie różne wizje życia nowej wspólnoty. M. Teresa w życiu świeckim łączyła życie modlitwy ze służbą ubogim. Potrafiła, więc połączyć jedno z drugim. Natomiast s. Józefa, odbywszy roczny nowicjat w klauzurze u karmelitanek bosych, chciała wprowadzić te same zwyczaje i dyscyplinę w życiu nowego Zgromadzenia.

M. Teresa zwróciła się do O. Anzelma z zapytaniem, jak postępować w podobnych wypadkach. O. Anzelm umacniał siostry:

Odwagi, nie upadajcie na duchu w początkach trudnych. Pan Jezus poprowadzi Wasze dzieło. Módlcie się gorąco o wzrost Zgromadzenia, o silną jedność, o ducha poświęcenia. (…) Duchem jestem zawsze z Wami, modlę się za Was. Niech łaska Pana Naszego będzie z wami i Miłość jego niech rośnie.

W pierwszych miesiącach Ojciec Założyciel bacznie czuwał nad rozwojem Zgromadzeniem. Z początkiem lutego 1922 r. odwiedził siostry, by zobaczyć sposób życia i omówić radości i smutki. Pod koniec Wielkiego Postu O. Anzelm urządził siostrom trzydniowe rekolekcje. Rano i wieczorem po pracy sióstr w kościele dawał nauki o życiu zakonnym. Wyrazem zadowolenia z ogólnego stanu życia sióstr i ich pierwszych kroków był list napisany do M. Teresy:

Krótko zabawiłem między Wami, lecz z prawdziwą pociechą zobaczyłem, że dorosłyście do zadania, jakie macie spełnić. Początki Waszego zaparcia, poświęcenia, umartwienia piękne, cnoty w siostrach dużo, ufam przeto, że te trudności początkowe cierpliwością, odwagą pokonacie szczęśliwie. Pan Jezus jest z Wami.

Wytrwajcież w miłości Bożej, wytrwajcie we wzajemnej miłości z prostotą, ze szczerością dzieci Bożych, wzajemnie obcując i wzajemnie krzyż własny i wspólny lekkim czyniąc, a doznacie, że dobrze jest być razem i oglądać i czuć będziecie Pana Jezusa między Wami.

Wielką niespodziankę Ojciec sprawił siostrom, a jeszcze większą dzieciom z sierocińca, gdy kilka dni po swym liście zjawił się w Sosnowcu. Dzieci przygotowane pod kierunkiem jednej z sióstr miały na tę okazję przedstawienie, deklamacje i występy. Wiele radości przeżyły w tym dniu dzieci, obdarowane przez O. Anzelma słodyczami i obrazeczkami. Ojciec Założyciel był bardzo zadowolony z pracy sióstr, której owoce i skutki wszędzie można było zauważyć.

Już w pierwszych miesiącach istnienia, Zgromadzenie odczuwało pragnienie oraz potrzebę posiadania własnego domu, którego mury zabezpieczałyby siostrom spokój i odcięcie się od świata w czasie modlitw i innych ćwiczeń duchowych.

Takiego domu Zgromadzenie nie miało i nie miało środków, by móc go nabyć. Mieszkanie w pokojach Towarzystwa Dobroczynności uzależniało je całkowicie. Utrata pracy w Towarzystwie równała się utracie mieszkania. Równocześnie pracując tylko dla Towarzystwa, nie miały szansy zarobienia na własne mieszkanie.

W czerwcu 1922 r. komisja rewizyjna z Ameryki przeprowadziła inspekcję działalności Towarzystwa w Sosnowcu. Komisja po wizytacji wszystkich placówek prowadzonych przez siostry, wyraziła uznanie i wielkie zadowolenie zwłaszcza z bardzo staranie i dokładnie prowadzonych przez M. Teresę ksiąg rachunkowych. Uznanie dla pracy sióstr wyraziła również komisja rewizyjna miasta Sosnowca, która przeprowadziła kontrolę poszczególnych działów Towarzystwa.

Po latach kronikarka zrelacjonowała tę sytuację następująco: „Konsekwencje nadmiaru pracy mogły być niebezpieczne tak dla samej Matki Przełożonej, jak i dla Zgromadzenia. Ale młodość nie mówi: „dosyć” lub „nie mogę” gdy chodzi o ideał duszy gorliwej. Jakkolwiek Nasza Matka, czując się przemęczoną, osłabioną, nie traciła jednak spokoju i tego optymizmu sobie wrodzonego, któremu zawsze słońce świeci, wszystko sprzyja, a który był tak niezbędny na tym stanowisku. Umęczona szła do refektarza, na wspólne akty, dodając siostrom otuchy, świecąc sama przykładem gorliwości. (…) Wiele czerpała pociechy przy ołtarzyku, prowizorycznie urządzonym przed obrazem Najświętszego Serca Jezusowego w refektarzu, gdzie siostry zbierały się na wspólne akty. Ale dusza stale trwała przy Jezusie w Hostii, ukrytym tuż niedaleczko za ścianą. Jezus tylko mógł być wszystkim dla tej duszy, pozbawionej wszelkiej ludzkiej pomocy i pociechy, On też był Jej siłą, pociechą, pomocą i światłem” . Jedynie z tego teksu możemy wnioskować coś o przeżyciach M. Teresy w pierwszych sześciu miesiącach pracy w Towarzystwie. Listy M. Teresy do Założyciela z tego okresu, jak również z późniejszych lat nie zachowały się.

O. Anzelm w czterdziestą rocznicę założenia Zgromadzenia, gdy wspominał początki, mówił do sióstr:

Pozwólcie, że powiem wam, że Zgromadzenie wasze to dzieło dzieci. Rozpoczęło się ono bez przygotowania, bez doświadczenia, czym jest życie zakonne, bez znajomości prawa kościelnego i zakonnego, bez sił fachowych do pracy, do jakiej was powołały warunki założenia, bez własnego domu. Stąd nie tylko w pracy, ale i w swoich ćwiczeniach pierwsze siostry były zależne od władzy kierującej zakładami dobroczynności, która nie znając życia zakonnego żądała tylko wydajności w pracy, a nie liczyła się z innymi obowiązkami zakonnymi, np. z modlitwą. Dlatego w swych początkach powstały trudności, które uniemożliwiły pracę w zakładach. Siostry z bólem opuściły pracę społeczną, by ratować rozpoczęte życie zakonne. Zgromadzenie stało się jak sierotka – bez grosza, bez dachu, skazane na tułaczkę po placówkach wynajętych, często bez chleba i na mrozie .

O. Anzelm w swoich wspomnieniach opisał ten okres krótko:

Nakazałem opuścić zakłady ks. Raczyńskiego i rozpocząć życie zakonne na własną rękę. Jak je rozpocząć? Ani środków materialnych, ani domu, ani pomocy, przeszkody. (…) Tu się okazała nadprzyrodzona cnota wiary – ufności i męstwa w świętą sprawę – heroiczne wysiłki duchowe i fizyczne Matki Teresy, by mimo wszystko wytrwać, nie cofnąć się, nie załamać się i nie pozwolić się złamać .

M. Teresa dostrzegała zagrożenie zdominowania życia zakonnego przez pracę. Jako przełożona generalna czuła się odpowiedzialna za powstałe Zgromadzenie. Jej matczyna troska rozciągała się na powierzone jej siostry, dlatego tak bardzo zależało jej na ich duchowym rozwoju. Miłość Matki Teresy do Zgromadzenia wyrażała się troską o los sióstr i ich rozwój duchowy. Przełożona generalna zdawała sobie sprawę, że konsekwencją braku formacji sióstr może być upadek Zgromadzenia. Postawiła więc na rozwój duchowy instytutu. Słuszność tej decyzji jakże wyraźnie podkreślają słowa Vita consecrata: „Rodziny życia konsekrowanego muszą stawiać na pierwszym miejscu życie duchowe, tak aby każdy Instytut i każda wspólnota stanowiła prawdziwą szkołę ewangelicznej duchowości. Od tej pierwszoplanowej opcji, realizowanej na płaszczyźnie osobistej i wspólnotowej, zależy apostolska owocność Instytutu, ofiarność jego miłości do ubogich, a także jego zdolność przyciągania powołań spośród nowych pokoleń. Właśnie wysoki poziom duchowy życia konsekrowanego może wstrząsnąć świadomością ludzi naszych czasów, którzy są spragnieni absolutnych wartości, i stać się w ten sposób porywającym świadectwem” (VC 93). M. Teresa przeczuwała załamanie się Instytutu, jeśli młode siostry jeszcze nie wyrobione wewnętrznie nie będą miały potrzebnego czasu na modlitwę i formację duchową, gdyż z zbiegiem czasu mogłyby już nie dostrzegać potrzeby troski o rozwój własnej osobowości. A ponadto nadmierna, ponad siły i wytrzymałość praca mogła odbić się na zdrowiu sióstr, co zresztą sama boleśnie odczuła na sobie..

M. Teresa widziała szerokie pole potrzeb Zagłębia, dzięki szczególnej łasce Bożej dostrzegała jednak, że ludzie zamieszkujący tę ziemię, nade wszystko potrzebują wartości duchowych, potrzebują świadectwa o Bożej obecności i miłości. Intuicyjnie czuła, że ludziom ciężkiej pracy, trzeba pokazać, że jest możliwe połączenie aktywności z życiem duchowym. Chciała więc, by siostry dawały potrzebującym nie tylko rzeczy materialne, ale prawdziwe dobra, chciała, by dawały im samego Boga. Nie sposób jednak zanieść innym Boga, jeśli nie ma się czasu na modlitwę i samemu nie żyje się Bogiem.

W trosce o duchowe dobro Zgromadzenia Matka Teresa za zgodą bpa A. Łosińskiego, po uprzednim skontaktowaniu się z Ojcem Założycielem, opuściła wraz z siostrami w lipcu 1922 r. zakłady Towarzystwa zdając się wyłącznie na Opatrzność Bożą. Współczesny pisarz w następujący sposób skomentował zaistniałą sytuację: „Decyzja pozostania w Sosnowcu z młodym Zgromadzeniem, była ze strony Matki Teresy czynem niemałej odwagi. Kto bowiem zna ówczesne nastroje, zwłaszcza na przedmieściach tego miasta, może się łatwo domyślić, na jakie przeszkody natrafiały tam Siostry. Napady nocne, kradzieże, szykany na każdym kroku, wreszcie zorganizowana akcja ludzi złej woli chciała koniecznie Siostry wydalić z terenu miasta. Wskutek tych trudności wiele Sióstr traciło odwagę. Matka Teresa jednak nie dała się zastraszyć przeciwnościami. Wierzyła, że jeżeli ma się pracować dla Boga, dla dobra dusz ludzkich – trzeba przede wszystkim pracować tam, gdzie tej pracy najwięcej potrzeba. A Sosnowiec tak bardzo potrzebował miłosiernego czynu pracy katolickiej” . Po opuszczeniu zakładów Towarzystwa Dobroczynności, w każdej poszczególnej tymczasowej siedzibie siostry podejmowały w miarę swoich możliwości własną działalność apostolską.